Ja francuskiego uczę się tak śmiesznie :-D
najpierw prawie rok w II gim (wiedziałem już wtedy, że będę w Lo w klasie z francuskim jaki drugiem językiem) chodziłem do znajomej mamy raz w tygodniu na godzinę na korki, ale coś mi nie szło. Poznałem jednak nieco wymowę, parę słówek, czasowniki être, avoir, venir, aller, i jeszcze tam jakieś, I i II koniugację, praę zasad innych, czasów, liczebniki... Jak się późneij okazało, baaaaardzooooo mi się to przydało.
W III gim byłem głupi i przerwałem przez egzaminy.
W I LO zacząłem mieć 2 godz/tydzień w szkole, odezwała się wiedza sprzed ponad roku, dobrze mi szło, bardzo mi się podobało, zarąbista nauczycielka w LO, no i szło mi u niej super.
W wakacje z I do II LO przerobiłęm 2 samouczki z płytami CD bardzo porządnie.
W II LO jakimś cudem miałem 3 godz w LO i zacząłem chodzić do prywatnej szkoły jęzkowej, w której był franc (2 razy w tyg po 90 min+jeśli miałem kłopoty albo pytania pół godziny kosnultacji). Bardzo wielkie postępy wtedy zrobiłem, było super wtedy po prostu.
W lipcu w te wakacje, przez cały miesiąc, uczestniczłem w kursie wakacyjnym w tej samej szkole (4 razy w tyg po 90min.). Było tak samo zarąbiście.
W danich 2-16,08,2005 byłem na obozie francuskeigo na obozie TRIADY w Tunezji e Nabeul i tam to dopiero było ZAJEBIŚCIE (excuse my French :D). Ludzie super, pogoda, słońce, plaża, morze, ACH!!! No i do tego niezbyt intensywna (90min dziennie) nauka franca z lektorką, ale co było NAJWAŻNIEJSZE, używałem tego języka non stop na ulicy, suku, resturacjach i recepcji, na plaży... Tam też zrobiłem wielki postęp. A, no i sporo nam puszczała facetka do słuchania i przerobiła z nami nieco przydatnej gramatyki i słownicta (łącznie z przeklinaniem po francusku :-D).
Oto są moje dzieje nauki języka francuskiego... Ufff, nieźle się namęczyłem pisząc to, proszę do docenić :-D :-P
Pzdr serdecznie!