ROMANISTYKA od zera

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 87
poprzednia |
Mam do Was takie pytanie. Z tego co czytam na wielu stronach wnioskuję, że francuski do najłatwiejszych języków nie należy (sama nie wiem gdyż niestety się go nie uczę). Na uniwersytetach od jakiegoś czasu można studiować romanistykę od zera, czyli uczy się francuskiego od podstaw... znam osoby które pokończyły różne filologie i każda z nich ma znajomość danego języka zbliżoną do rodzimej znajomości. Czy tak samo byłoby w tym przypadku? Nauczyć się tak biegle języka w 3 lata-ciężko mi w to uwierzyć... wiem, że to nie ma porównania z nauką języka w liceum czy gimnajum, gdzie są 2-3 godziny tygodniowo, ale jednak. Co wy o tym sądzicie?
Służę moją wiedzą:)
Otóż na kierunkach zerowych w rok trzeba doprowadzić studentów do poziomu zaawansowanego - takiego jak reszta grup (jest trochę dużo pracy, ale nie jest aż tak strasznie). Chociaż zdarzają się uczelnie, gdzie na dorównanie do reszty grup dają sobie aż dwa lata, lecz jest to rzadszy przypadek.
Poza tym jak wiesz na studiach zajęcia trwają 1,5H i na samą Praktyczną Naukę Języka Francuskiego składa się wiele dyscyplin, więc masz non-stop styczność z językiem, a oprócz tego jest jeszcze wiele innych przedmiotów, więc naprawdę jesteś w stanie dobrze się nauczyć.
dzięki za odpowiedź :) zastanawiam się, gdyż jestem pasjonatką języków romańskich. Francuski darzę ogromną sympatią, niestety w żadnej szkole do której chodzę nie było takiego języka do wyboru. Uczę się za to hiszpańskiego i łaciny, więc być może gdybym zdecydowała sie na te studia to byłoby łatwiej. Tylko wciąż nie dowierzam w te 3 lata, przecież to strasznie krótko, a język jak to język składa się z rozległych dziedzin... a przecież oprócz tego jest kupa zajęć z samego kulturoznawstwa. No nie wiem, czekam, może ktoś jeszcze mi coś napisze :)

PS.: Na innym forum widziałam podobne do mojego pytanie, odpisywali na nie właśnie studenci romanistyki, ale ich odpowiedzi były naprawdę baaardzo zróżnicowane. Jedni mówili że to kompletne szaleństwo i że po 3 latach można osiągnąć poziom góra rozszerzonej matury, inni że danie szansy osobom nieznającym języka to świetny pomysł i że uczelnia faktycznie spełnia wymagania. Dlatego jestem bardzo skołowana. A na iberystykę nie wiem czy mogę liczyć, bo na UW jest to drugi pod względem popularności kierunek (ponad 20 osób na miejsce ;/).
Ja uważam, że to nie jest zly pomysł. W końcu istnieją takie kierunki jak sinologia i filologie wielu mniej znanych języków, których nikt się nie uczy na co dzień. I jakoś po tych 3 latach są one do opanowania. Co prawda francuski jest o wiele bardziej popularny. Dlatego uważam, że aby podjąć się tych studiów trzeba mieć naprawdę silną motywację, dryg do języków. Skoro znasz hiszpański, na pewno będzie Ci łatwiej. Ale nie należy się też spodziewać, że będzie super łatwo, bo na pewno nie. Nauka języka będzie bardzo intensywna. Jeśli jesteś pasjonatką, może nie sprawi Ci to wielkiego problemu, ale dużo pracy z pewnością będziesz musiała w to włożyć. Tak więc-jeśli jestes pewna na 100%, to czemu nie? A ci co mówią że to głupi pomysł to na penwno osoby z romanistyki, którzy dostali się tam znając język i narzekają na spolszczenie. Ale już po pół roku poziom mniej więcej wyrównuje się :)
Więc jeśli naprawdę masz talent do języków i lubisz to, to są to studia dla Ciebie. Ale pamiętaj że to nie tylko język ale i kultura itd...
Ja to skomentuję tak:
Poszłam na romanistykę po 2 latach nauki francuskiego z poziomem B2 i wielką pasją. Mimo że wiedziałam jaka praca mnie czeka przede wszystkim dlatego, że trzeba dorównać osobom, które dłużej się uczyły lub mieszkały we Francji, to tempo jest po prostu zabójcze. Teoretycznie powinno to być dla nas łatwe, prawda? W dodatku założenie studiów jest takie, że mamy zdobyć olbrzymia wiedzę nie tylko o Francji, ale też musimy nauczyć się rozmawiać na różne tematy. Od muzyki po żywność genetycznie modyfikowaną tak więc moja znajoma Francuzka spytała mnie czy studiuję biologię kiedy pokazałam jej listę słówek do nauczenia.
Więc nie potrafię sobie wyobrazić ile pracy czeka grupę zerową skoro w 3 lata mają skoczyć do C1 podczas gdy mój rok ma 3 lata na przeskoczenie z B2 do C1.
Minusem grupy zerowej jest również to, że nie ma możliwości zrealizowania programu metodycznego, a wiec odpada jedna możliwość znalezienia pracy, a na profil przekładowy przyjmują garstkę najlepszych osób. Pozostaje pytanie "co potem?".
No i co do szaleństwa to w sumie się zgodzę, ponieważ na pewno znajdą się osoby, które postanowią sobie zrobić darmową szkołę językową z tego kierunku.
No więc jest jak mówiłam-każdy ma inną opinię na ten temat :)
Ale rozmawiałam wczoraj ze znajomą, która jest obecnie na 2. roku italianistyki. Też zaczęła od zera i mówiła że faktycznie, pierwszy rok to był naprawdę koszmar jeśli chodzi o nawał wszystkiego, ale mówi mi że raczej spełniają warunki. Trzeba po prostu kochać język i mieć cierpliwość do bardzo intensywnej jego nauki.

W każdym razie dziękuję Wam za opinie, i czekam na kolejne. :)
Wiesz... Nie wiem jak jest na iberystyce, ale tam pewnie mają to bardziej obcykane, a na romie to będzie pierwszy raz.
Sama jestem ciekawa jak wygląda nauka od zera, bo planuję iść na iberystykę na drugi kierunek...
O widzisz, ja mam właśnie odwrotnie. Znam hiszpański, dlatego chcę iść na iberystykę ale dopiero po roku. Przez pierwszy rok chciałabym pouczyć się tego francuskiego na romie. Dlatego obczajam czy to dobry wybór. I mam straszliwy mętlik, bo każdy mi coś innego mówi :D Chyba jedyne, czego są zgodni to to, że jeden język to za mało. Dlatego wybieram się na dwa :)
Chociaż to co mnie teraz przeraża to ta rekrutacja na iberystykę. Strasznie dużo ludzi! Już widzę, ile mnie to stresu będzie kosztować, ale cóż, mam jeszcze rok xD
A można spytać, co planujesz potem, tzn po skończeniu tych dwoch kierunków?
No na iber ciężko jest się dostać... W ubiegłym roku składałam na sekcje z hiszpańskim i się nie dostałam... W tym roku spróbuję z portugalskim.
Ogółem planuję być tłumaczem z tym że wolałabym zrobić tłumacza francusko-hiszpańskiego/portugalskiego żeby mieć lepszy start... Dlatego też idę na iber. Ale przy okazji nie chcę kończyć studiów w Polsce, tylko po licencjacie z romanistyki raczej wyemigruję do Francji.
Ja mam podobny plan :) i jest to moje największe marzenie... ostatnio napomknęłam coś koleżance (która studiuje na UW, co prawda nic związanego z językami, ale jednak obraca się w tym środowisku) że chciałabym studiować filologię, to od razu powiedziała: "No to iberystyka odpada, bo za dużo osób na miejsce". Ale i tak będę próbować :D
A jest możliwość zdania na maturze dwóch języków na rozszerzeniu a potem do rekrutacji wybrania sobie jednego konkretnego (tego który lepiej poszedł :P )? Bo i na romę, i na iber potrzebny jest tylko jeden.
witam wszystkich. mam nadzieję, że dobrze trafiłam, mam pewne wątpliwości odnośnie punktacji na tegoroczną romanistykę. wybierając dwa przedmioty z podanej tabelki i mnożąc je odpowiednio trzeba potem tę sumę podzielić przez 3? bez względu na to, ze na przykład oba przedmioty mają wagę 1?

mam nadzieję, że pomożecie mi rozwiać wątpliwości, to wszystko jest bardzo zagmatwane.
a ja się właśnie wybieram na filologie od podstaw, marze o Opolu. fakt pracy bardzo dużo,ale do odważnych świat należy. :D i jakieś pojęcie o języku mam - zdawałam maturę podst. , jednak to za mało,żeby iść na normalną romanistykę ...

wiecie może jakie szkoły oferują jeszcze fil.romańską od podstaw.? ;)
Ja wiem, że na UW jest taka możliwość, wymagana jest matura rozszerzona z języka niekoniecznie francuskiego :) Ogólnie-fajnie że istnieje taka opcja, ale wciąż mam mnóstwo wątpliwości czy to naprawdę się opłaca. Ja jestem obecnie w 2. LO, zaraz będzie 3 klasa i mimo że franc. zawsze mi się baaardzo podobał i nawet nauczyłam się nieco podstaw, to nigdy się go na poważnie nie uczyłam no i przed maturą już raczej nie zdążę. Wiem, że jeśli jakiś język naprawdę mi się podoba to jestem w stanie sie go uczyć w naprawdę szybkim tempie i nawet sprawia mi to przyjemność. Ale czy możliwe jest aż tak szybkie tempo, żeby w zaledwie 3 lata dojść do C1..?! Ciągle trudno mi to sobie wyobrazić i nie wiem czy opłaca się tak ryzykować ;/

Czy ktoś jescze ma jakieś doświadczenie w tej sprawie i mógłby się podzielić swoją opinią? To dla mnie bardzo ważne!
Francuski od podstaw...
A propos Opola.. słyszałam o nim wiele, również od osób, które z Opola się przepisały gdziekolwiek indziej i nie polecają.
Sama jestem studentką NKJO w Gliwicach. Proponuję nie sugerować się skrótem (bo niektórzy uważają że nauka w kolegium jest tylko dla tych nieambitnych, ale cóż, polecam samemu się przekonac). Poza tym, już niedługo będziemy częścią Politechniki Śląskiej. Będą otwarte dwie grupy językowe. Jedna o profilu tłumaczeniowym i jedna o profilu nauczycielskim. Po rozmowach z wykładowcami wiemy, że jedna z grup będzie grupą od podstaw, tzn że będą się mogli uczyć ci nie znający francuskiego, ale jak już ktoś wcześniej pisał trzeba będzie "gonić" poziom.
Co od siebie mogę.. Gliwice same w sobie są niesamowitym miastem, dla każdego studenta. A szkoła, wykładowcy.. jest na prawdę przyjemna i jeśli tylko się chce, osiągnie się wymarzony cel.
Ja studiuję na UAM w Poznaniu romanistykę. Ogólnie jeśli liczysz na to, że w 3 lata nauczysz się języka na wysokim poziomie to rozczarujesz się. Na poziomie komunikacyjnym - owszem, dogadasz się, ale nie opanujesz języka perfekcyjnie. Ogólnie studia są niewymagające (a zaczynałam z małą znajomością języka), zbyt wiele się nie trzeba wysilać, ale moim zdaniem w przypadku filologii to nie jest plus, bo jednak jakoś trzeba się nauczyć tego języka by być potem kompetentnym w tym co się robi. Ja na szczęście nie wiążę z tym swojej przyszłości..
a jeśli ktoś pójdzie na magisterskie, czyli 5-letnie?
Moim zdaniem, jeśli chcesz to możesz opanować język na bardzo wysokim poziomie. Ja, mam czternaście lat i bardzo chcę mówić po francusku. Uczę się tego języka od września, ale za to bardzo intensywnie i... postępy są ogromne. Rozumiem o czym gdają w telewizji (francuskiej oczywiście) i to co jest napisane w Internecie.
Uczę się około 3 godziny dziennie. A Ty będziesz chodzić przecież na wykłady i (mam nadzieję) regularnie się uczyć. Właściwie pół dnia wypełnisz sobie francuskim, więc szanse na jego biegłe opanowanie, masz spore.

Życzę Ci, że się dostaniesz, skończysz studia i będziesz mogła spokojnie powiązać swoją przyszłóść z francuskim. Powodzenia.
Jeszcze coś dodam :)
Przeczytałam jedną z Twoich ostatnich wypowiedzi, że jeśli lubisz język to możesz sie go uczyć w szybkim tempie. Myślę, że romanistyka od zera jest dla takich osób jak Ty :)
Dzięki za wsparcie :) niestety obawiam się że to nie do końca prawda. Opanowanie języka to jest naprawdę niezwykle szeeeroka dziedzina i ogromny materiał do opanowania... ja też uczyłam się tak jak Ty, w intensywnym tempie, tyle że niemieckiego. I też potrafiłam dużo mówić, rozumiałam co mówią do mnie, ale do jakiegoś wysokiego poziomu naprawdę było baaardzo daleko... dlatego tak się obawiam. Przecież normalnie ludzie po filologiach posługują się językiem jak ojczystym (no, prawie). Ale, z drugiej strony-jest też coś takiego jak sinologia, gdzie właściwie wszyscy idą bez znajomości (chińskiego) a wychodzą znając język perfekcyjnie. Dlatego mam takie ogromne rozterki bo jak widać z powyższych wypowiedzi każdy ma zupełnie inne zdanie. Kurde, sama już nie wiem. Ostatnio myślę nad tym całymi dniami i nie umiem uporządkować swoich myśli. Moi rodzice mówią, że to głupota, a znajomi z klasy i wychowawca uważają że to dobry pomysł. Problem w tym, że nikt z nich się na tym nie zna, nie mają nic wspólnego z językami...
Czytałam ostatnio artykuł na temat romanistyki, i tam się wypowiadał jakiś profesor, który wykłada właśnie na tym kierunku i sam mówi, że różnie bywa ze znajomością języka dlatego są tworzone grupy początkujące, które baardzo intensywnie się uczą ale nadganiają. Nieco mnie to pocieszyło :D
Ty się nie sugeruj jakimiś profesorami, kolegami, jęczącymi ludźmi, którzy tylko narzekają i mowię, że NIEEE!!! Tylko sobą ;)
Podoba Ci się francuski? Chcesz się go uczyć i jakoś on Ci się przyda w przyszłości? Jesteś gotowa uczyć się o literaturze, historii, do tego pewnie jakieś łaciny i inne bzdety mało związane z językiem? (co obrzydza filologię)
No może literatura i historia trochę dają nowych słówek, ale nie oszukujmy się... są one raczej mało przydatne (typu zbroja, rękojeść, nazwy starodawnych naczyń itp.)
Chcesz tracić czas na gramatykę opisową i historyczną? (może np. leksykologia jest ok, ale reszta - ziew!)

Następnie... ludzie, którzy kończą filologię mówią językiem tak dobrze jak polskim? A to dopiero się uśmiałam. Takich jednostek jest niestety mało, a jeśli ktoś chce mówić dobrze jakimś językiem, to mu studia nie pomogą. Sam musi się natyrać w domu. Zresztą na uczelni wychodzą z założenia, że "studia tylko dostarczają materiałów i pomagają studentowi, ale większość pracy ma być wykonana w domu" lol.

Chcesz się dobrze nauczyć języka? (ja rozumiem przez to: bogate słownictwo, płynność wypowiedzi i najważniejsze poprawka wymowa)
Tego nie zrobisz w Polsce. Nawet jakbyś stanęła na uszach, to same studia Ci tego nie zagwarantują.
Oczywiście jakbyś na codzień miała kontakt z Francuzami, to może i tak, ale w innym wypadku to prawie niewykonalne.

Więc czy filologia zerowa czy normalna to nie ma różnicy. Jeśli chcesz się nauczyć języka, to się go nauczysz.
Jeszcze ktoś powie, że zerówa to beee, bo ci z "normalnej" mają przewagę, bo się coś uczyli, ale to też zależy od osób.
U mnie są osoby co się uczyły 10 lat juz przed maturą, są osoby co się uczyły 3 lata przed maturą i są osoby, których egzamin maturalny był ich pierwszą w życiu wypowiedzią ustną i pisemną (takie jak ja) i między nami nie widać żadnej różnicy, a wręcz te osoby co się krócej uczą są bardziej zdeterminowane, żeby coś osiągnąć.

Więc decyzja należy do Ciebie ;)
Vv88, dzięki za tą dłuuugą wypowiedź :D to co napisałaś z jednej strony mnie zachęca, a z innej-zniechęca. Dobra, może zapytam Was inaczej: czy te studia mają jakąś przyszłość? Tzn czy po profilu zerowym można znaleźć jakąś dobrą pracę, oprócz bycia nauczycielem (z całym szacunkiem dla nauczycieli, ale ja bym się po prostu do takiej roboty nie nadawała)-chodzi mi np.: o bycie jakimś tłumaczem, czy coś? To nie jest tak że ja się przy tej romie upieram, chcę tylko realnie ocenić swoje szanse na tym kierunku i baardzo zależy mi na szczerych opiniach. Bo same studia-oceniam, że dałyby mi dużo radości, i miałabym poczucie że robię coś, co lubię, tylko pytanie, jakie już wcześniej postawiła Petite Sto-co dalej?
A może po prostu spróbuj? Rok w plecy to raczej niedużo, uwierz mi, że większość osób za pierwszym razem ze studiami nie trafia i potem zmienia, a naprawdę nic cię nie goni, życie serio masz tylko jedno... Tzn. teraz jest trochę inaczej (nie z życiem, ze studiami ;P), bo studiować może każdy i konkurencja jest większa, ale jeszcze za czasów moich rodziców albo nawet brata (a on jest tylko 7 lat starszy) ludzie często zmieniali kierunki, nie dostawali się, przerywali z powodu ciąży, itd. w nieskończoność (nierzadko do trzydziestki). Połowa kolegów mojego brata zmieniała kierunek po pierwszym roku, bo nagle dowiedzieli się o co im chodzi, co chcą robić w życiu. I świat się nie zawalił :)
Nie wiem, w której jesteś klasie, ale raczej nie w III, więc powiem ci - wszystko ci się zmieni jeszcze tysiąc razy, aż do samej matury. Serio :-)
Większość moich znajomych mniej więcej w kwietniu zetknęła się z rzeczywistością i jakoś tak wiele rzeczy się przewartościowało, mnie zresztą też. Bo coś ma się nagle stać naprawdę, to już nie plany, ale rzeczywistość. I wtedy zwykle nie jest tak fajnie. Ale masz przed sobą jeszcze całe dziesiątki lat na szukanie swojego miejsca w życiu, że naprawdę nie ma się gdzie spieszyć, zdążysz spróbować :)


A tak na marginesie, a propos filologii. To są studia wyższe, nie szkoła zawodowa. Do nauki zawodu stworzono zawodówki, tam się właśnie uczysz zawodu w praktyce. Studia na uniwersytecie nie mają cię do niczego przygotować, a już na pewno nie do pracy. To musisz zrobić sama. Uniwersytet to takie miejsce wymiany wiedzy, gdzie poznajesz mnóstwo fajnych rzeczy tylko po to, żeby je poznać, bo po to właśnie idziesz na studia.
Dzięki cyno :) tyle że ja już od dawien dawna wiem, że chcę robić coś związanego w językami, a że w zawodzie nauczyciela zupełnie siebie nie widzę, to chciałabym być tłumaczem. Problem w tym, że nie chcę zajmować się angielskim czy niemieckim, bo te języki są teraz bardzo popularne, chciałam wybrać coś bardziej hmm, 'egzotycznego', jeśli można to tak nazwać, a co mi się w dodatku podoba.
Ja wiem że na studiach nie ma już takiego ucisku jak w LO (a tak na marginesie-jestem w II klasie), każdy może robić co chce i nikt się nie będzie z nim cackał. Ale akurat ja mam jakiś cel i chciałabym go realizować. Naprawdę nie widzę siebie na jakimkolwiek innym kierunku niż filologia, ewentualnie lingwistyka i nie sądzę, by mi się to w ciągu najbliższego roku zmieniło. Przeczytałam tysiąc razy wszystkie dokumenty dla kandydatów na romanistykę na UW i z nich wynika, że nawetgrupy zerowe osiągną poziom C1 (tak, wiem-nie wystarczy chodzić na wykłady, liczy się też własny wkład i jestem gotowa go dać) i że kierunek ten przygotowuje do pracy zarówno nauczyciela, jak i np. tłumacza. Niestety nie mam w tych środowiskach zupełnie żadnych znajomości, które mogłyby mi cokolwiek na ten temat powiedzieć... chciałam się więc Was po prostu zapytać, jak to widzicie i czy mój pomysł ma jakiś najmniejszy sens.
Już pisałam wcześniej, ale dodam dla jasności, że oprócz tej potencjalnej romanistyki marzy mi się także iberystyka, co do której nie mam jednak wątpliwości bo znam hiszpański w miarę dobrze i jedynym problemem pozostaje dostanie się i przebicie przez 20 kandydatów na miejsce :) wszyscy jednak powtarzają, że dzisiaj jeden język to za mało, pomyślałam więc czemu w takim razie nie dwa?
Tak czy siak, dzięki wszystkim za dotychczasowe wypowiedzi bo niektóre dały mi dużo do myśłenia ;) co nie zmienia faktu, że wciąż nie jestem pewna...
Cyno ma rację. Próbuj. Rok przerwy to nic strasznego. Sama tam zrobiłam i nie żałuję. Nie wiem, czemu u nas panuje jakieś spęcie, że od razu po maturze trzeba iść na studia, a rok przerwy to tragedia, gdzie na zachodzie studiuje mały procent ludzi i nawet niektórzy zaczynają studia mając blisko pod trzysiestkę...

Obecnie jest tzw. boom na iberystykę. Ludzie pchają się tam masowo, więc na rynku pracy za 3-5 lat też będzie ze znalezieniem pracy problem, tak jak to było kilka lat temu z ekonomią i zarządzaniem, gdzie do tej pory widać nadmiar takich absolwentów.

Jeśli mówisz, że nie interesuje Cię praca nauczyciela, to od razu startuj na lingwistykę, bo mówisz, że znasz angielski czy tam niemiecki.
Na UW i UMCS są lingwistyki. Te studia są pod kątem tlumaczeń, bo na drugim roku wybierasz już profil studiów, a od pierwszego masz już wstęp do translatoryki.
Wydaje się, że angielski to taki popularny, każdy go zna bla bla, ale to guzik prawda. Mało kto zna angielski na bardzo dobrym poziomie, pomimo tego, że jest on taki wszechobecny. Absolwent z dwoma językami na poziomie C1-C2 (znajomością potwierdzoną papierkiem) ma na pewno większe szanse na rynku pracy niż po samej filologii.
Jest jeszcze opcja filologia na UŚ - francuski stosowany, gdzie masz zajęcia z tlumaczenia konsekutywnego i symultanicznego, ale nie wiem czy tam grupa zerowa jest.
Zawsze istnieje też MISH - międzywydziałowe/instytutowe studia indywidualne, gdzie wybierasza sobie 2-3 kierunki studiów i układasz sama plan, ale to trzeba by się na uczelni dowiedzieć co i jak. Bierzesz np. lingwistykę + filo.rom. od zera

Jeszcze raz się powtórzę, że to jaki poziom osiągniesz po 3 latach zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Na początku będzie trudno pewnie i to bardzo, ale jak chcesz, to dasz radę;)
A jeszcze odnośnie rynku pracy. Jak ktoś jest dobry w tym co robi i zaradny to sobie poradzi tak czy siak bez znajomości, a jeśli ktoś ma nawet sporą wiedzę, a nie wie co z sobą zrobić, to takiemu nawet 2 fakultety nie pomogą, bo słyszałam o ludziach co skończyli 2 kierunki a stoją w przyslowiowym mc donaldzie i frytki sprzedają;p a ktoś po technikum sobie jakąś firmę otworzył i żyje jak król.

Jak chcesz być tłumaczem, to nim bądź. Idź na studia, ucz się, czytaj prasę obcojęzyczną, oglądaj telewizję, miej kontakt z ludźmi z danego kraju, wyjeżdzaj tam na wakacje (wszelkie wolontariaty np. niedrogo i zawsze profity), a na pewno coś z tego będzie. Jak tylko się da to wyjeżdzaj z Polski, żeby mieć żywy kontakt z językiem. Na studiach masz jeszcze wymianę Erasmusa, zawsze możesz pojechać - pół roku w kraju straaasznie dużo daje.
W takim tempie to możesz przegonić i tych co się uczą języka z 10 lat.

Więc widzisz, wszystko zależy tylko od Ciebie :)
No tak, tylko nie wiem czy po roku będę w stanie realnie ocenić, jaki poziom języka osiągnę po kolejnych dwóch (tudzież czterech) latach studiów.

A co do lingwistyki stosowanej, to moglibyście mi napisać jak to jest z rekrutacją, bo czytałam co prawda te wszystkie tabelki i zasady na stronie UW ale lekko sie pogubiłam... tam się uczy dwóch języków. Czyli że obydwa te języki, które chcę potem tam studiować, muszę zdać na maturze na poziomie rozszerzonym..?
Tak, na rozszerzeniu, bo musisz już je znać :) A to jest pewien problem, bo trzeba zdać oba na więcej niż 90 %, bodajże w sekcji francusko-angielskiej na ok. 94 % z każdego.
Ale to nie jest niewykonalne, matura nie jest trudna, a na pewno znacznie łatwiejsza niż certyfikaty językowe, które też nie są trudne.
Ale ja głupia byłam, mój ukochany niemiecki porzuciłam dla jeszcze ukochańszego francuskiego, a moi nauczyciele od angielskiego to było dno (raz w życiu przez rok miałam genialnego nauczyciela i cała moja wiedza opiera się na tym, czego on mnie nauczył) i w ogóle moja miłość do tego języka wyszła na wierzch, jak stwierdziłam, że chce mieszkać w Londynie (a co, trzeba mieć motywację :) Ja jak zobaczyłam Paryż to strasznie odpuściłam francuski, bo jednak to było zupełnie niefajne miasto. Za nic nie chciałabym tam mieszkać. No chyba, że by mi za to dobrze płacili i nie musiałabym oglądać ludzkich kup w parkach i bezdomnych na każdym metrze kwadratowym. I bobo, którzy szczerze mnie irytują samym faktem swojego istnienia ;P. No i z lingwistyki przynajmniej w tym roku nici.
Ale ty masz jeszcze czas, nawet całkiem sporo...
A no i tak a propos przekonania o tym, że coś chcesz studiować: na pewno mi teraz nie uwierzysz, ale sama się niedługo przekonasz. Na 99% odmieni ci się wszystko jeszcze tysiąc razy.
Ja byłam absolutnie pewna, że pójdę na prawo (rodzinna tradycja o 5 pokoleń, więc wszystko przechodzi bezstresowo, nawet nie musisz się męczyć jak większość młotków na bezpłatnych aplikacjach itd.), a potem może dodatkowo francuski. Nigdzie indziej się nie widziałam. A potem była romanistyka i może prawo. A potem stanowczo historia. A potem zdecydowanie historia i romanistyka. A potem prawo i historia, już na pewno. A może jednak prawo i romanistyka? I tak w kółko.
A w trzeciej klasie - na początku prawo, prawo i prawo raz jeszcze. Potem romanistyka. A potem przejrzałam programy romanistyki i stwierdziłam, że jak już nigdzie mnie nie przyjmą, to pójdę tam. Bo wpadło mi jeszcze do głowy, że pójdę na polonistykę, bo jakżeby inaczej? I tak do lutego bodajże. Bo wtedy się zdecydowałam na coś zupełnie innego, co we mnie siedziało od jakiś 6 lat, ale raczej jako czysty abstrakt. Ale to nie znaczy, że jeszcze cały czas nie analizuje, jeszcze cały czas jest rejestracja ;)
Więc nigdy nie mów nigdy. Życie bywa zaskakujące i nie przywiązuj się do jednej wizji. Zresztą nie znam wielu, które pracują w zawodzie po studiach, bo plany nigdy nam nie wychodzą - w końcu nie przewidują niespodzianek losu :)
Naprawdę, nie ma co się spinać, będzie dobrze. Dla mnie roma nie jest przyszłościowa, ale może dlatego, że już mi trochę przeszło pierwsze zauroczenie i nie ma motylków w brzuchu. Raczej takie małżeństwo ze stażem, ale jeszcze nie stare. I zobaczymy, co nam przyszłość przyniesie.
no właśnie to mnie raz przeraża, a dwa zniechęca, bo nie chcę zajmować się angielskim i niemieckim (czyli tymi językami, które bym była w stanie na tym rozszerzeniu może zdać). Wieem, marudna jestem i pewnie macie mnie dość xD no i nadal nie mam pojęcia co robić... ale ja już sama nie daję rady, mam niedługo 18. urodziny, zapewne cała rodzinka będzie na mnie napierać i pytać się, jakie mam plany na przyszłość, no i ja niby coś wiem, ale tak naprawdę nie wiem nic. Przejrzałam chyba wszystkie możliwe kierunki na uw związane z językami i do każdego jest jakieś "ale"... nie sądziłam że to będzie takie trudne...
Owszem, może i się odmieni-ale problem w tym, że czasu tak naprawdę jest niewiele, tylko rok, a trzeba się już powoli brać w garść i uczyć tego, co chce się zdawać na maturze. Poza tym mnie nie interesuje nic innego. Gdy tylko zabieram się za rzeczy typu matma czy fizyka, to ludzie walą się w głowe i mówią "co za blondynka!" (no bo co, talentu zupełnie nie posiadam xD). Historią jakoś też szczególnie się nie interesuje, tylko tyle co na lekcji jestem w stanie znieść, ale nie wyobrażam sobie studiowania niczego z nią związanego, nie sądzę nawet bym była w stanie się nauczyć do matury z historii, bo materiału jest tyyyle a ja bym chyba usnęła przy tym z nudów... eehh, sama nie wiem. Mam taki mętlik że aż mnie głowa boli :D
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 87
poprzednia |

« 

Pomoc językowa - tłumaczenia