Wiecie co wam powiem? Ten DELF A1 to był taki banał, że głowa mała :D Też się najwięcej stresowałam przed ustnym, ale jak już mnie pani poprosiła do środka to wszystko ze mnie zeszło :) Pani bardzo powoli i wyraźne tłumaczyła mi co mam zrobić, kazała pokazać legitymację, potem wylosować 5 karteczek i jedną sytuację do zagrania ;P
Dostałam praktycznie taki sam zestaw słówek jak moja koleżanka, która zdawała wcześniej. A sytuację miałam identyczną, więc wiedziałam co mam zrobić :D No i tak grałam klientkę, a pani egzaminatorka sprzedawczynie, a raczej kelnerke ;D Bo byłam w herbaciarni i miałam poprosić o kartę dań, zamówić 2 ciasta, coś do picia i zapłacić za to, więc loozik :)
Z pytaniami do słówek też prościutko, jeszcze pani zapytała mnie gdzie się uczę, jakie lubię programy telewizyjne, itd, to sprytnie wybrnęłam, że nie oglądam telewizji, bo się uczę :P (co jest oczywiście nieprawdą ;P)
Sam pisemny też był banalny. Najlepsze jest to, że jak zaczęłam pisać ostatnie zadanie (za 15 pkt!) to już jak zapisałam całe miejsce kapłam się, że napisałam je totalnie na temat i teraz klops, co zrobić?! Zapytałam się pani, co mam zrobić, ona wzięła ode mnie kartkę, przeczytała, co napisałam, pokiwała głową, uśmiechnęła się i kazała mi pisać z tyłu :D A innym przykazała czytać ze zrozumieniem ;p Dobrze, że się kapłam, że się pomyliłam bo byłoby źle, 15 pkt do tyłu^^ No może jakieś pkt miałabym za gramatykę i informacje zawarte w tej pocztówce, ale to tyle. Ogólnie egzamin wspominam bardzo miło :) A wyniki? Dopiero pod koniec przyszłego tygodnia, a ja już jestem ciekawa, czy zdałam ;P
Dlatego dołączam do grona osób, które mówią, że DELF to nic strasznego! :)