Serio, skończyłaś filologię polską? Łoł :O... skoro tak twierdzisz...
Ale pytanie rozwalające, naprawdę. Oczywiście, dyplom jest jak najbradziej uznawany w sensie oficjalnym we Francji.
Tylko naprawdę nie wiem, jak ty sobie wyobrażasz pracę na Sorbonie, jako wykładowcy w dodatku... takie stanowisko osiąga się po LATACH kariery naukowej, mając jakiś dorobek naukowy. No dobra, nie jakiś, tylko porządny dorobek.
Żeby w ogóle marzyć o pracy na francuskiej uczelni trzeba zdać agregation (który zdaje może kilkanaście osób rocznie na danej uczelni z danej dziedziny, najwięcej oczywiście tych wybitnych z ENS, poza tym, jest to specyficzny egzamin, dosyć elitarny, do którego studenci przygotowują się podczas specjalnych zajęć), potem uczyć parę lat w liceum (nie w tym miejscu, które sobie wybierzesz, ale w tym, gdzie jest wolna posada - czyli możesz kończyć studia w Paryżu, a pracować w jakiejś pipidówie w okolicach Clermont-Ferrand), a potem może pomarzyć o stanowisku maitre de conference, które oczywiście zostanie ci ZAPROPONOWANE przez powiedzmy dawnego wykładowcę.
Nie czarujmy się, świat uniwersytecki nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, jest dosyć zamknięty (moim zdaniem w pozytywnym sensie). Pracownikami naukowymi zostają ci, którzy są w czymś naprawdę dobrzy i cała ich kariera polega na takim polecaniu przez profesorów i współpracy naukowej z innymi profesorami i uczelniami. Dużo ludzi (również rzesze Polaków) prowadzi badania albo pracuje na różnych uniwersytetach, korzystając ze stypendiów, a czasem, jeśli mają taką propozycję albo wygrają konkurs zostają gdzieś na dłuższy czas. I tyle.