Francuskie słowotwórstwo

Temat przeniesiony do archwium.
Witam.

Mam dość nietypową prośbę. Ostatnio zainteresowałem się językoznawstwem, a w szczególności słowotwórstwem i zacząłem porównywać różne języki pod tym kątem. Natknąłem się na porównanie francuskiego z walońskim, które to sugeruje, że francuski kuleje pod względem elastyczności tworzenia wyrazów pochodnych:

http://walloon-rich-french-poor.skynetblogs.be/

Niestety nie znam francuskiego więc przykłady podane przez autora musiałem odczytywać ze słownikiem (francuskim, walońskiego nie znalazłem). Następnie wyrywkowo próbowałem znaleźć polskie odpowiedniki dla słów walońskich np.:

Waloński: copicî
Francuski: pincer à plusieurs reprises
Polski: poszczypać

Waloński: copiter
Francuski: frapper du pied à plusieurs reprises
Polski: skopać

Z reguły udawało mi się znaleźć jedno polskie słowo będące odpowiednikiem walońskiego.

Ponieważ nie mam możliwości sprawdzenia tego samemu, zwracam się do Was z pytaniem czy rzeczywiście we francuskim jest regułą tworzenie takich karkołomnych obejść czy też język ten również posiada znaczną kolekcję przyrostków. Coś w stylu:

Polski: wejść ponownie
Francuski: rentrer

Chciałbym się dowiedzieć czy francuski zawiera jakieś "genialne" konstrukcje gramatyczne (szczególnie jeśli chodzi o słowotwórstwo), które dystansują polskie odpowiedniki. Mam w planach uczenie się jakiegoś języka romańskiego, ale koniecznie takiego, który zapewnia elastyczność i bogactwo tworzenia wyrazów pochodnych. Nie chciałbym uczyć się języka, który jest zbyt opisowy dlatego też prosiłbym o jakieś przykłady w którym francuski (lub inny język romański) pozwala wyrazić swoje myśli szybciej i sprawniej niż polski. Wiem, że moja prośba jest co najmniej dziwna, ale bardzo interesuję się słowotwórstwem różnych języków dlatego też chętnie przeczytam wszystko co się z tym tematem wiąże.

Pozdrawiam.
Weszlam na te stronke o jezyku walonskim... Walonowie, zapewniam Cie, mowia jednak PO FRANCUSKU! Ten blog to proba wskrzeszenia czegos, co juz nie istnieje (no moze w formie dialektu jedynie). Dobrze akcentuje to tytul: Walonski bogaty, francuski ubogi.

Zrozumiałe zwlaszcza na fali belgijskich separatyzmow (dzis wybory w Belgii), akcentujacych odrebnosc wspolnoty jezyka flamandzkiego - wiec niech i Walonowie cos mają!

Nie warto zglebiac jezyka, ktory w gruncie rzeczy jezykiem nie jest, nawet jesli rzekomo ma taaakie mozliwosci slowotworcze.

Nie przychodzą mi do glowy jakies fajne przyklady francuskich slowek, ktore d o k l a d n i e oddawalyby w jednym slowie, to, co w innych jezykach wyraza sie za pomoca kilku slow (czyli opisowo), wiec posluze sie przykladami z innych jezykow.

Uwielbiam rosyjskie "liewieje", ktore znaczy "troche w lewo, ale nie calkiem", np. skrecic w lewo, ale nie tak pod katem prostym tylko jakby łukiem w lewo...
Albo w tureckim: tam masz slowo, ktore od razu precyzuje "mlodszy brat" i inne, ktore mowi, ze to "starszy brat". Widac hierarchia rodzinna jest tam wazna.

Duzo podobnych, bardzo fajnych przykladow zawiera ksiazka Tadeusza Milewskiego "Językoznawstwo", ktorą - zapewniam Cie - czyta sie jak najwspanialszą powiesc. Tak w kazdym razie odbieralam ją za czasow moich studiow (nie wiem, czy jeszcze ta ksiazka funkcjonuje gdzies...)
A ja dodam, że podobnie precyzyjne określenia bodajże młodszej i starszej siostry funkcjonują w węgierskim. Podobno jest tam nawet kilka określeń na kolor czerwony czy jakoś tak. Zresztą wydaje mi się, z tego co kiedyś sobie czytałam, że węgierski i inne języki ugrofińskie są właśnie takie bardzo precyzyjne, ale nigdy się żadnego z nich nie uczyłam, więc na pewno to nie wiem ;)
A no i właśnie - tak na marginesie, jeden z najbogatszych zasobów słownictwa w obrębie tematyki rodziny ma jednak moim zdaniem polski - te wszystkie świekry, stryjowie, stryjenki, wujenki i cała masa innych rzeczy, z których już nawet nie zdajemy sobie sprawy. Gdzieś na segritta.blox.pl kiedyś była notka o tym, bardzo ciekawe i pouczające, nie mamy się czego wstydzić ;)
Ja w ogole uwazam polski za baaardzo bogaty jezyk.
A propos czerwonego: ilez tego mamy w polskim: czerwony, pomidorowy, szkarłatny, karmazynowy, biskupi (no, ten moze blizej różu), purpurowy, krwisty, koralowy, czerwonawy też ... i na pewno duzo wiecej, ale trzeba by zajrzec do slownika.
Cieszmy sie bogactwem polskiego, to naprawde powod do dumy.
Tak tak, oczywiście, ale to są odcienie czerwieni i nic nie przeszkadza nazwać te wszystkie kolory czerwonym :) A po węgiersku się nie da. Przeklejam z wikipedii, żeby wyjaśnić w czym rzecz:
Język węgierski ma dwa słowa na określenie koloru czerwonego: piros i vörös.

piros (żywoczerwony)
dla opisu przedmiotów nieożywionych bądź sztucznych, dla oddania obojętnego lub przychylnego nastawienia
np. czerwony znak, czerwona kredka, czerwona farba, czerwony dzień (w kalendarzu), czerwone policzki, czerwone usta, czerwone kwiaty, czerwone jabłko, kier, czerwony samochód, czerwone światło (jako zakaz), czerwień na fladze, czerwona papryka, czerwony pieprz

vörös
dla opisu przedmiotów ożywionych lub naturalnych (przedmiotów biologicznych, przyrodniczych, fizycznych, astronomicznych), dla oddania silnego zaangażowania emocjonalnego lub powagi
np. komunizm, socjalizm, Armia Czerwona, czerwone wino, czerwony dywan (dla gości), miłość, Czerwony Krzyż, Morze Czerwone, czerwień (kolor światło w widmie), czerwone ciałka krwi, czerwona kapusta, czerwone niebo (przy zachodzie słońca)

Ciekawe, no nie?
To prawda, ale moim zdaniem o prawdziwym bogactwie języka świadczą możliwości słowotwórcze dzięki którym można przekazać pewne subtelne znaczenia. Jak np.:

pilnować, dopilnować, przypilnować
kamień kamyk, kamyczek, kamor, kamulec

Słowa same w sobie jak np. kilka odpowiedników niebieskiego (błękitny, ażurowy, modry) można zawsze pożyczyć z innych języków, ale czegoś takiego jak słowotwórstwa nie da się przenieść (niebieskawy, niebieściutki, a jeśli się ktoś uprze to i niebieściuteńki może być). Polski pod tym względem radzi sobie świetnie i szkoda, że nie jest bardziej rozpowszechniony.
Po francusku też da się to zrobić:
niebieskawy: bleuâtre (do nazwy kolor dodaje się âtre)
niebieściutki: tout bleu
kamyczek: pierrette
kamol też na pewno istnieje
I pewnie Francuz wymyśliłby mnóstwo innych określeń, bo ma w posługiwaniu się francuskim taką samą swobodę jak my w polskim. W każdym języku da się bawić słowem :) Zresztą - zauważ zjawisku verlan, to jest dopiero wyższa szkoła jazdy i słowotwórstwo.
A poza tym nie zgadzam się, że słowotwórstwa nie da się przenieść, ona też jest zapożyczone i wyewoluowane, nie wzięło się znikąd. No i wiele zależy od potrzeb danej kultury... np. w językach indiańskich istnieje mnóstwo ciekawych "zjawisk językowych" - np. innego czasownika używa się w zależności od tego, po której stronie rzeki się stoi. Tylko, że my nie mamy potrzeby ich używać. Ale może powinieneś się uczyć właśnie jakiś indiańskich języków? Zawsze coś ciekawszego niż romańskie, które w gruncie rzeczy są do siebie bardzo podobne ;)
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Pomoc językowa - tłumaczenia