Miło czytać, że ktoś podziela me zdanie ;)
A teraz mój kolejny wywód. Będzie chaotycznie uprzedzam.
Co do chińskiego, to fakt, ma kilka dialektów, ale mandaryński standardowy pewnie bieznesmeni, dziennikarze itp. znają. Zresztą nie o to mi chodziło. Chciałam tylko pokazać, że czasami mało znany język może zapewnić pracę. Ostatnio było, że polska firma jakaś potrzebowała kogoś z j.węgierskim. I było ciężko. Wszytko też zależy co chcesz robić. Tłumaczenia, to wiemy, ale jakie? Niektórzy chcą pracować w sądzie, inni chcą tłumaczyć książki, kolejni robić napisy do filmów kinowych, a jeszcze inni pracować jako przewodnicy wycieczek. W tym ostatnim przypadku taki j.orientalny jest b.dobrą opcją, chociaż to już tłumaczenia ustne.
Poza tym to zależy od kraju, gdzie chcesz pracować. Np. w Polsce do łask wraca rosyjski. Szwedzki też jest mile widziany, nawet pomimo tego, że Szwedzi znają angielski. A np. jeśli chodzi o Francję, to ze względu na liczbę muzułmanów, niedługo arabski może być równie językiem urzędowym. Taka luźna teoria, ale prawdopodobna. Wiadomo, że pracując w Polsce lepiej nauczyć się języka sąsiadów lub większości zagranicznych firm, które są u nas na rynku, zamiast j. suahilii, który raczej nigdy Ci się nie przyda. A np. w USA w Miami co drugi obywatel mówi po hiszpańsku, więc raczej język niemiecki się nie przyda. Ale nigdy nic nie wiadomo.
Ja bym się nie sugerowała popularnością językową, bo to tak jak ze studiami. Raz powiedzą, że będzie praca po europeistyce, 90% studentów składa tam papiery, kończy studia i 80% jest bezrobotnych, bo rynek pracy w ich zawodzie jest już zapchany i pracują w biedronkach albo lidlach.
Jak chcesz się uczyć języka z dobrym efektem, to musisz go polubić. Poczytaj o kraju, o tradycji, o samym języku. To bardzo pomaga. Ja np. jestem zakochana w Japonii. Od kiedy skończyłam 6 lat chciałam się tego języka nauczyć, no i w końcu jest to możliwe (kiedyś nawet nauczyciela nie dało się znaleźć). Nie obchodzi mnie, czy to mi jakoś pomoże kiedyś w pracy, ale to jest to co mnie interesuje i robię to z przyjemnością dla samej siebie, a jeśli przyniesie to w przyszłości jakieś profity, to tym lepiej. Owszem, zamiast tego mogłabym się uczyć niemieckiego, bo wiadomo przydatniejszy, ale po co mam się męczyć z czymś czego nie lubię? To też się tyczy tego, że z języków nie da się wyżyć i trzeba mieć jakiś dodatkowy zawód. I prawda, i nie. Ja np. nie wyobrażam sobie siebie pracującej w innym zawodzie niż tłumacz pisemny/ustny. Ze szkodą dla mnie oczywiście, ale nic na to nie poradzę. Nie mogłabym np. studiować ekonomii, bo bym się wykończyła nerwowo. A z języków da się wyżyć, tylko trzeba je opanować w stopniu perfekcyjnym, co wiąże się oczywiście z pobytem za granicą, no i ukończeniu jakichś studiów nawet podyplomowych w tym kierunku, żeby mieć jakikolwiek warsztat.
Podam przykład. Tłumacze w UE. Ustni, pisemni. Początkujący - to nie są ludzie po licencjacie, czy nawet po magistrze. To są osoby przed 30stką i nawet starsze (z nielicznymi wyjątkami), bo opanowanie języka (nie mówiąc o kilku) wymaga lat pracy i praktyki, ciągłej praktyki. Tak, wymaga LAT! Więc kolejną cechą, która może Cię pogrążyć albo uratować jest cierpliwość i dodatkowo wiara w siebie, bo jak widać jeśli chcesz być dobrze opłacanym tłumaczem, to musisz się temu poświęcić. Nie można się patrzeć na rowiesników, którzy po bankowosci pracują w banku, a Ty np. siedzisz w Rosji i latasz z tacką jako kelnerka, tylko po to, żeby sobie podszkolić język w tym kraju i mieć za co tam żyć. Wiadomo, w międzyczasie można (a nawet trzeba) też tłumaczyć, ale kokosów nie będzie z tego.
Młodziutka bardzo jesteś, więc dobrze się zastanów, czy naprawdę tego chcesz. Czy naprawdę Cię to nie znudzi. Przyjemność porozumiewania się w obcym języku, to coś innego niż codzienna praca np. na nudnych tekstach w sądzie, czy np. słuchanie godzinnych konferencji o wycieku ropy i tłumaczeniu ich symultanicznie/konsekutywnie. Wbrew pozorom to jest ciężki zawód jak da się zauważyć. Więc zastanów się, czy coś poza tym nie interesuje Cię bardziej albo tak samo? Żebyś w tym samym czasie np. studiowala coś "życiowego" i w razie czegoś miała jakieś opcje. Tyle zawodów na świecie, może coś Cię jeszcze interesuje. Nie patrz na ten zawód tylko przez pryzmat tego, że "ktoś zna 4 języki, to jest mega mądry", bo tak naprawdę większość poliglotów jest znana z tego, że zrobili coś ponad to, niż tylko nauczyli się nawet tych 60 języków (czyt. Robert Stiller).
Możecie pomysleć, że jakaś manię mam na tym punkcie, ale ja się tym interesuję i z tym wiąże swoją przyszłość. Cokolwiek innego wykluczam, wieć staram się pogłębiać wiedzę na te wszystkie tematy.
O sytuację w rodzinie nie pytam, ale wiedz, że to nie powinno Cię zniechęcać. Nie jednego geniusza w historii krytykowano, wyśmiewano, a później koparki w dół opadły :P
Wiesz, ja do tej pory widzę różne reakcje na swoje plany na przyszłość. W większości kpiące i złośliwe, ale zobaczymy, kto na tym lepiej wyjdzie :> Życie jest jedno i trochę szkoda robić to, czego się nie lubi.
Co do języka polskiego, to nie chodziło mi o szkołę, bo te zajęcia są mega nudne i prawie nic nie wnoszą IMHO. W ogóle w kwestii zawodu tłumacza pomijam już fakt, że nie może on mówić „idem se do sklepu z Basiom” i inne „musk”, „rurza”, a także odrzucam brak znajomości podstaw interpunkcji, gramatyki, odpowiedniego słownicta i eleganckiego szyku zdania.
Chodziło mi bardziej o zgłębianie słownictwa specjalistycznego, rozbudowywanie swojego słownika codziennego. Czytanie literatury pięknej w tym pomagach, pomaga też czytanie gazet różnorakich. Nie mówię o jakichś tabloidach, tylko o jakichś bardziej ambitniejszych i tematycznych. Nie jest to nudne na pewno, a to ważne w nauce. Nie dość, że wzbogaca Twój język ojczysty (który jest bardzo piekny, rożnorodny, a przez co jednym z najtrudniejszych na świecie;) ale też pomoże w pracy tłumacza. Bo wyobraźmy sobie, że dostaniesz tekst o wzroście PKB, inflacji czy jakichś stopach procentowych, to czasami nie dość, że po polsku się większości nie rozumie, a co dopiero tłumaczyć to! I tu właśnie jest kolejny wątek. Tłumacz (dobry tłumacz) musi mieć szeroką wiedzę ogólną. Wiedzę na temat aktualności. W najlepszych szkołach tłumaczy na świecie na egzaminach wstępnych są o to pytania, np. wpływ gospodarki Chin na Europę, wpływ wycieku ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej na politykę Obamy. To są autentyczne pytania :P
Jak to przeczytałaś, to teraz zastanów się nad swoimi odczuciami. Jeśli masz jakieś wątpliwości, że jakiś inny zawód też mógłby być fajny, to lepiej dobrze to wszystko przemyśl. Masz sporo czasu do matury, studiów, ale ten czas szybko ucieknie. Możesz chcieć np. studiować medycynę, prawo
(pewnie rodzice by byli zadowoleni;p ), biologie, fizyke, więc do tego też trzeba się przygotować. Ale przecież nic się nie stanie, nawet gdyby Ci się w trakcie odmieniło. Jednak taka strata czasu nie jest w większości przypadków korzystna. Zazdroszczę ludziom, którzy mając 5,7,12 lat wiedzą co chcą robić w życiu, podczas gdy inni próbują wszyskiego, tracą czas i dopiero po wieeeeelu latach dochodzą do wniosku co ich cieszy.
Życze Ci, żebyś była w tej pierwszej grupie ;)